Autorem wszytkich dyktand w tej edycji maratonu
jest p. Iwona Walczak
Przygody chrabąszcza Niezależnego
Chrabąszcz Niezależny od dawna chciał postawic na swoim i rozejrzeć się po okolicy. Niestety, jego nadopiekuńcza matka trwożliwie strzegła swojego pierworodnego, obawiając się grożących mu w gąszczu trzcin niebezpieczeństw. Niechętnie obserwowała jego przygotowania do wyprawy i wciąż przekonywała, by jej zaniechał. Chytrze podsuwała mu wycinki prasowe z tygodnika „Chrząszcz brzmi w trzcinie” donoszące o zuchwałych rozbojach owadożerców i grasujących w okolicy entomologach. Pokazywała zdjęcia przyszpilonych owadów umieszczonych w szklanych gablotach. Na próżno. Chrabąszcz Niezależny, odczuwając przemożną potrzebę przeszukania przybrzeżnych szuwarów, chyłkiem wymknął się z bezpiecznej kryjówki i udał się w nieznane. Słuch o nim zaginął.
Niezależny powraca
Poszukiwania chrabąszcza Niezależnego prowadzone przez nieznużoną wysiłkami zatroskaną matulę oraz gromadę sąsiadów - trwały. Indagowane tu i ówdzie owadzie wróżki brzęczały to i owo o niezbadanych wyrokach losu, ale oni nie tracili nadziei i dodawali sobie wzajemnie otuchy. Wyrazy szczerego współczucia wyraziła również gromada żab zamieszkujących nieduże bajorko. Nie upłynęło jednakże zbyt wiele wody w rzece, gdy niespodziewanie Niezależny powrócił. Potrząsając chitynowym pancerzykiem, kręcąc zagadkowo żuchwą i powłócząc odnóżami, pojawił się w pobliżu rodowej siedziby. Radości matuli nie zmącił nawet widok towarzyszącej mu panny Chrząszczówny zaborczo tulącej się do jego odwłoka. Co więcej, zamarzyło się jej, by odlotowa żoneczka skutecznie wybiła mu z głowy podróże w przestworzach.
Wkacyjne wojaże
Podczas wakacyjnych wojaży chrabąszcz Niezależny zainteresował się nie na żarty nauką języków obcych. Uwagę jego przykuły również tzw. zapożyczenia. Po powrocie wertował z zaangażowaniem słowniki, poszukując rzetelnych informacji, jak niektóre słowa trafiły do polszczyzny. Z niedowierzaniem stwierdził, że słowa juhas, puchar i hejnał zapożyczyliśmy z węgierskiego. Język niemiecki dostarczył nam wyrazów: burmistrz, handel, żołd, hak i hołd. Z tureckiego przywędrowały chałwa i harem. Oryginalne imiona Aldona, Olgierd i Witold zostały zapożyczone z litewskiego. Chwaląc cudzy makijaż i manicure używamy słów pochodzących z j. francuskiego. Prodiż i wizażysta też z francuskiego. Podczas pamiętnego rejsu przydatne były słowa jacht, bom i rufa wzięte z j. holenderskiego. Z kolei barachło i nachalny to rusycyzmy. Dobrze, że te „pożyczki’ nie były oprocentowane, bo mogłoby się to skończyć kryzysem.
Niezależny porzucony
Wkrótce po hucznym weselu świeżo poślubiona małżonka Niezależnego udała się do spa w Górach Sowich, by zadbać o urodę. Porzucony mężczyzna uznał, że nie podda się chandrze i popracuje nad swoją tężyzną. Po pierwsze, postanowił oczyścić organizm, spożywając wodę źródlaną, sok porzeczkowy i jarzyny na parze. Po drugie, przemierzał okoliczne wzgórza Puszczy Zielonki, machając wahadłowo kijkami. Popijał również filiżanki chińskiej herbaty z żurawiną. Wciąż jednak z niedowierzaniem prężył swe chuderlawe odnóża i narzekał na liche zdrowie. W końcu stwierdził, że warto by skorzystać z zabiegów rehabilitacyjnych i jak huragan popędził do narzeczonej.
Niezależny – podróżnik
Chrabąszcz Niezależny, odkrywszy w sobie niespożyte pokłady energii i żyłkę podróżniczą, ruszył na poszukiwania spóźnionej wiosny. Rozważał wyprawę na Półwysep Peloponeski lub w Himalaje, ale ostatecznie przeważył lokalny patriotyzm i wybrał się na Pojezierze Mazurskie. Towarzyszyli mu ociężały Holender i kruchy paryżanin. Spływ kajakowy rzeką Krutynią okazał się żenującą porażką. Żmudne machanie wiosłami, przedzieranie się przez trzciny w strugach rzęsistego deszczu zniechęciło ich całkowicie. Rozdrażniony Francuz zrewanżował się zaproszeniem na żeglarski rejs po jeziorze Mamry. Łopot płóciennych żagli, księżycowa poświata i pohukiwania puchaczy to był strzał w dziesiątkę. Wkrótce jednak huragan niebezpiecznie przechylił maszt i nasz bohater chlupnął wprost do wody.