szkolne dyktanda - Maraton 2006-2007 |
|
|
|
Autorem wszystkich dyktand w tej edycji maratonu
jest p. Maria Szostek
Remont
Cement na fundamenty był przygotowany, a monter obiecał szybko założyć kompletną instalację. Zacząłem wybierać dębowe deski o grubości przynajmniej pięciu centymetrów, cięte pod sensownym kątem. Nie wątpiłem w jakość tego drzewa. Był to sądecki dąb, prezent od kompanii poznanych latem wędrownych cieśli. Po wczorajszym pompowaniu wody wciąż bolały mnie ręce – podlałem wszystkie klomby! W międzyczasie znalazłem fragment zdjęcia jakiegoś kontrolera lub konferansjera. A może to był dentysta, który naraził się kilku osobom? Zabrałem ten element i pędem pognałem na stację benzynową.
O stróżu
Tchórzliwy stróż głównego holu Zamku Królewskiego w Warszawie postanowił chyłkiem skrócić swą służbę i udać się w objęcia swej żarłocznej małżonki. Podejrzewał, że wyżej wymieniona na pewno jeszcze nie śpi, lecz pożera liczne jarzyny wyhodowane w Żyrardowie. Nie liczył na żadną porządną kolację typu schab z żurawiną czy brzoskwiniowy placek. Pamiętał dobrze, że jego żona w Wielki Czwartek wprowadziła żałosną i nie najobfitszą dietę warzywną. Otrzymała ją od azjatyckiej wróżki, która przepowiedziała rychły koniec ohydnego przyrostu wagi. Stróż nie wierzył w niewygodne wyrzeczenia, dlatego po drodze wstąpił do spiżarni, gdzie przekąsił 6 trójkątnych sucharków i kilka różnokolorowych herbatników.
Nieprzyjemny dzień
Dzisiejszy ranek był nieprzyjemny. Nie chciało mi się wstać, Z niepokojem myślałem o niezwykle trudnym sprawdzianie. Choć nie raz, ale z dziesięć razy powtórzyłem materiał, nie na długo mnie to uspokoiło. Na przystanku niecierpliwiłem się, bo autobus długo nie nadjeżdżał. Ze złości nie najgrzeczniej potraktowałem sąsiadkę, która niespodziewanie zjawiła się obok. Niestety jeszcze przez ulicę przebiegł nieduży, czarny kot. Niewątpliwie było to oznaką nieszczęścia. Nie zastanawiając się, postanowiłem iść do szkoły nieprawdopodobnie długą drogą. Miałem nieodpartą ochotę wrócić do domu, by nie myśleć o niczym i nie bać się niczego. Ale nie najmądrzej bym wtedy postąpił. Do szkoły wpadłem niemal w ostatniej chwili. Czułem się nieco nieswojo. Z niedowierzaniem słuchałem słów kolegi, że sprawdzianu nie będzie. W klasie panowała nieopisana radość. Niepokoiłem się, czy ktoś mnie nie oszukuje. Nieprędko dotarła do mnie prawda. Niektórzy jednak patrzyli na mnie nie przyjacielsko, lecz wrogo. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego mnie nie lubią. Ale w tej chwili nie obchodziło mnie to wcale.
Wysoki Henryk
Niemożliwie wysoki Henryk od dawna nienawidził gór. Nigdy nie przepadał za ciemnozielonymi halami, hożymi góralkami i codziennymi uprzejmościami. Dlatego w Nowy rok postanowił chyłkiem wyjechać nad leżące nieopodal Morze Bałtyckie. Niesamowicie cieszył się na rybne przekąski w postaci flądry, śledzia i dorsza. I choć pachniały ohydnie, założył, że paczka gumy do żucia uratuje mu oddech. Nigdy zresztą się z nią nie rozstawał, podobnie jak z chusteczkami higienicznymi. Oprócz tego jak każdy Polak cenił sobie możliwość spotkania z innymi nacjami. A tych nad morzem było mnóstwo: Francuzi, Niemcy, Koreańczycy. Pełno było także londyńczyków, Murzynów i Arabów. I nikogo nie dziwił fakt, że nasz bohater wzrostem przewyższał pozostałych. Niebezpieczeństwo szczególnego wyróżniania się było niewielkie. Ewentualnie spoglądałby na wszystkich z góry. Ale i co z tego. W ogóle się tym nie przejmował. Co dzień spotykał się z jakże niepochlebnymi tekstami. Dlatego pierwszego stycznia, wsiadając do pociągu odjeżdżającego z peronu ósmego, nie myślał o czyhających na niego uwagach. Ruszał na wędrówkę donikąd.
Nadzwyczajny dzień
Ten dzień zapowiadał się po prostu nadzwyczajnie. Miałem mieć tylko trzy lekcje, a popołudnie zamierzałem spędzić z cudowną dziewczyną. Spotkałem ją przedwczoraj i chyba naumyślnie wpadła na mnie. Dlatego wstałem jak co dzień o szóstej i pomyślałem, że to na pewno będzie wyjątkowy dzień. W ogóle nie spodziewałem się komplikacji. Powiedziałem mamie „do widzenia” i ruszyłem do szkoły. Po drodze przede wszystkim myślałem o historii, na której miała być kartkówka. Powtarzałem sobie informacje o cesarzu Ottonie i nie rozglądałem się dookoła. Naraz, wskutek własnej nieuwagi, źle stanąłem i poczułem straszny ból. Nadaremnie wmawiałem sobie, że to nic poważnego. Wszystko potoczyło się jak w kalejdoskopie: lekarz, prześwietlenie i diagnoza, że dopiero popojutrze wyjdę ze szpitala. Bez wątpienia to był wyjątkowy dzień.
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 6 odwiedzający (8 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|