PRZYJACIEL RZEŹBIARZ
Radek był porządnym żakiem. Wszystkim mówił, ze pochodzi z Żabikowa, lecz w rzeczywistości urodził się w Żabiej Woli. Mimo ze codziennie golił się żyletką, wyglądał żenująco. Jadł rzekomo świeży chleb i ubierał pożółkły, żakardowy żabot, który z pewnością nie pochodził z żurnali. Jego kolega, rzeszowianin, był rzeźbiarzem wyznania rzymskokatolickiego. Chłopak, idąc do artysty, przeziębił się, ponieważ przemókł na rzęsistym deszczu. Radek żądał od niego, aby jako historyk sztuki opowiedział mu o swoim wernisażu. Żonaty przyjaciel podał mu do wypicia żeńszeniowy syrop i przedstawił realia swej żmudnej pracy. Na pożegnanie życzliwie poklepał go po krzyżu i odwiózł na życzenie na żyzne ziemie Żabiej Woli.
Aleksandra Kowalska
KRÓLEWNA
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyła gruba królewna o imieniu Urszula. Mieszkała na wzgórzu zwanym Gwóźdź Urszuli. Prawie się stamtąd nie ruszała. Pewnej pochmurnej nocy usłyszała huczący dźwięk, który pochodził z suchego lasu. Postanowiła iść i zobaczyć, co tam się, u licha, dzieje.
Wyszła ze swego zamku, była północ. Królewna szła i szła, aż doszła do ponurego lasu, z którego wydobywał się głośny dźwięk huczenia. Nagle zza jej pleców wyskoczyło trzech muszkieterów, którzy spytali, którędy do Urugwaju. Speszona Urszula powiedziała im, że muszą przejść jeszcze trzy ósme świata.
Muszkieterowie odeszli, a królewna poszła dalej szukać źródła hałasu. Ujrzała żółte żarówki i hulające zające. Urszula podeszła bliżej i dołączyła do zajęcy słuchających funky-rocka. Od tamtego czasu codziennie chodziła do ponurego lasu.
PS Muszkieterowie nie dotarli do Urugwaju, zgubili się na ósmym kilometrze.
Michał Małecki, Bartosz Gawroński, Krzysztof Malicki
WYCIECZKA DO KRAKOWA
W czasie wakacji wyjechałam z drużyną harcerską do Krakowa. Nasz druh wahał się przed podróżą, ponieważ przewodnik to straszny leniuch i wyjazd zapowiadał się nieciekawie.
Wszyscy byliśmy ubrani jednakowo w szary mundur i ciemnozielone półbuty. Po długiej podróży marzyliśmy, by wreszcie znaleźć się w schronisku. Dotarcie tam ułatwiłaby nam jazda autobusem, ale ten nie kursował, bo miał niesprawne hamulce.
Po drodze drużynowy opowiadał nam piękną historie Krakowa. Czuliśmy się jak prawdziwi chrześcijańscy pielgrzymi. Nareszcie zza wielkiego drzewa ujrzeliśmy fragment murów miasta. Ogromnie się z tego powodu cieszyliśmy i hulaliśmy do woli.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, wysłaliśmy do swoich rodzin piękne widokówki. Naprawdę warto było wybrać się na tę wycieczkę.
Paulina Paluszkiewicz
ZIMOWE SZALEŃSTWO
Jutro pierwszy dzień kalendarzowej zimy. Już tydzień temu spadł śnieg, więc dzieci z młodszych klas urządziły sobie zawody na górce obok boiska szkolnego. Pierwszy etap zawodów polegał na ulepieni bałwana. Śniegowy ludek musiał mieć przynajmniej metr wysokości, nos z podłużnego, pomarańczowego warzywa i czarne jak węgielki oczy z guzików. Konkurs ten wygrały maluch z przedszkola imienia Kubusia Puchatka.
Następnie odbyły się wyścigi saneczkowe. Po śnieżnej bitwie na kulki nadszedł czas zmagań na lodzie. Lód był gruby, zatem nie istniało niebezpieczeństwo wpadnięcia i utopienia się w lodowatej wodzie. Łyżwiarzy było mnóstwo, a niektórzy z nich jeździli naprawdę po mistrzowsku. Jury w osobach rodziców miało bardzo trudne zadanie. Po burzliwych naradach stwierdzono, ze wszystkie dzieci jeździły świetnie i każde otrzymało atrakcyjną nagrodę.
Paulina Jaśkowiak, Paulina Owczarczak
POLOWANIE
Gdzieś daleko w górach Ural pewien góral wyruszył z dubeltówką polować na króliki. Po krótkim czasie był już bardzo zdezorientowany. Okazało się, że zagubił się w ciemnym i ponurym lesie. Zbliżał się wieczór. Nagle usłyszał dziwne skomlenie wilków. Góral zemdlał ze strachu, a wilki uciekły w popłochu. Obudził się o godzinie ósmej z butelka rumu w ręce. Napił się tego trunku i wyruszył w dalszą podróż. Nagle ujrzał grupkę niesfornych króliczków. Sięgnął po dubeltówkę, oddał huczny strzał i stał się cud. Ni stąd ni zowąd z buku spadł ptak, a króliczki spłoszone uciekły w gęstwinę. Pomyślał sobie, że będzie miał z czego przyrządzić obiad. Już miał iść do domu, gdy nagle obudził się na ławce przed swoim domem.
Bartosz Kostrzewski, Paweł Piotrowski
BURMISTRZ
W związku z przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej ważna jest integracja Polaków z mieszkańcami piętnastki. Burmistrz Krakowa, Zenon Kowalski, nie chcąc być w tyle za innymi, postanowił zaprosić grupę ludzi z jakiegoś unijnego kraju i pokazać im miasto. Wybór padł na Francję. Do spotkania z nimi przygotowywał się bardzo długo. Marzył, ze swoim ubiorem powali na kolana projektantów mody francuskiej. Założył więc modne, ciemnozielone półbuty, a ponieważ był leniuchem, nie męczył się zbyt długo z ułożeniem fryzury. Przed wyjściem wahał się chwilę. Czy będzie potrafił opowiedzieć im o historii Wawelu? Wziął głęboki oddech i wyszedł.
Zenonowi waliło serce, ale wiedział, że aby uratować swój honor, musi być dzielny. Okazało się, że przyjechała drużyna harcerska. Ich druh był bardzo miłym człowiekiem. Burmistrz opowiadał o chrześcijanach, pielgrzymach, cytował fragmenty dzieła Jana Długosza. Pod wieczór wszyscy poszli hulać. Burmistrz Zenon był z siebie dumny, spełnił swój patriotyczny obowiązek.
Agnieszka Przyczyna
PRZEDSTAWIENIE
Znajomy współczesny kronikarz i tłumacz zaprosił mnie na kawę. Wahałem się, czy pójść do niego, ale honor nie pozwalał mi odmówić. Założyłem półbuty i wsiadłem na rower. Po drodze spotkałem druha Wacka i drużynę. Ponieważ się spieszyłem, potrąciłbym przechodnia, więc musiałem zahamować.
Przyjechałem spóźniony. Gdy wszedłem, zobaczyłem siedzących na skórzanych fotelach burmistrza i znajomego kronikarza. Przyłączyłem się do nich i oglądaliśmy zdjęcia historycznych murów oplecionych ciemnozielonym bluszczem.
Później kronikarz zaprosił nas na premierę do teatru. Myślałem, że będzie nudno, ale się pomyliłem. Gdy opadła kurtyna, byłem jednym z tych, którzy najgłośniej klaskali. Przedstawienie było o pielgrzymie, który nawrócił na wiarę chrześcijańską marzycielskiego hulakę.
Chętnie powtórzyłbym taki dzień, gdyż wcale się nie nudziłem.
Ewa Kurzawa, Monika Bączkowska, Agata Rusinek
STRZEBRZESZYŃSKA BAJECZKA
Pewnego dnia służący króla z Brzozowa uciekł z królestwa umieszczonego na dwudziestym ósmym wzgórzu. Błąkał się, przejechał cały świat dookoła. Odwiedził babcie Hiacyntę z Francji oraz dziadka Hieronima z Urugwaju. W Hongkongu poznał Chinkę, ożenił się z nią i zamieszkał na Wyspach Bahama.
Oburzeni rodzice mężczyzny orzekli, że nie jest dżentelmenem. Wróżka z Norwegii unieważniła ich małżeństwo, ponieważ było nieudokumentowane. Nakazała spalić na stosie Kazimierę – nieszczęsną Chinkę, gdyż była niewierną służebnicą hugenotów.
Podczas rytuału, kiedy pożerały ją wściekłe płomienie, zamieniła się w wielokolorowego chrabąszcza w chitynowym pancerzu i zamieszkała wśród strzebrzeszyńskich lasów, które porastały potężne dęby, kasztany, klony, jodły, sosny i kosodrzewiny.
Grupa uczniów z 2c