szkolne dyktanda - Autor: M. Szostek
 

Napisz do nas!
Strona startowa
=> Dyktanda naszych uczniów - 1 edycja
=> Dyktanda naszych uczniów - 2 edycja
=> Dyktanda naszych uczniów - 3 edycja
=> Autor: I. Walczak
=> Autor: M. Szostek
=> Autor: A. Chinalska
=> Autor: A. Wiśniewska
=> Maraton 2006-2007
=> Maraton 2007-2008
=> Maraton 2008-2009
=> Maraton 2009-2010
=> RECENZJA

Wycieczka                                        
 
Bardzo lubię podróżować, dlatego ostatnio wybrałem się na wycieczkę do Krakowa. Jadąc tam, przejeżdżałem przez województwo wielkopolskie i kujawsko-pomorskie. Na drogę kupiłem sobie „Głos Wielkopolski” i „Na gorąco”, jednak nie miałem ochoty czytać. Myślałem o miejscach, w których dotychczas byłem. W Nowy Rok odwiedziłem Śląsk i mieszkającego tam od dwóch lat Francuza. Umówiliśmy się, że wkrótce pojedziemy nad Morze Północne. To była niesamowita wyprawa. Historia rodem z Dzikiego Zachodu. Z jednej strony my, z drugiej przypadkowo spotkani Indianie. Oprócz tego paru Arabów, Murzyn i zabłąkany katolik, który udawał prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tak naprawdę był szczecinianinem. Wróciłem myślami do mojej polskiej wycieczki. Zobaczyłem Wawel, Uniwersytet Jagielloński i Barbakan. Wracając, postanowiłem, że teraz muszę zobaczyć północna Polskę.



W oranżerii                                      
 
Chłopcy rozejrzeli się po swoim schronieniu. W ogóle nie mieli pojęcia, gdzie się znajdują. W dużych kubłach stały grube drzewa, a spośród ich konarów wynurzały się żółte i różowe kwiaty. Na pewno były egzotyczne. Pierwszą hipotezą było to, że schowaliśmy się w jakimś muzeum. Ale kto widział muzeum, gdzie rosły i jeżyny, i jarzyny. To było bez sensu! Według mnie bez wątpienia była to jakaś oranżeria. Pośrodku chwiało się jak chorągiew ohydne pnącze, a naprzeciwko niego rósł przepiękny krzew. Nie wiedziałem, co to może być. Wachlując się jakąś gazetą z archiwum, ruszyliśmy dalej. Dookoła panował chaos i nieporządek. Porozrzucane puchary, puste spiżarnie, rzadkie okazy pszczół z Pszczyny. Wszystko było dziwniejsze niż powinno być. Czuliśmy się jak bohaterowie przemierzający Himalaje. Ale przede wszystkim niejasno czuliśmy, że zaraz coś się wydarzy. Nieprzyjaciel mógł czaić się tu i ówdzie. Niepokoiłem się i zarazem nienawidziłem tego strachu. Niecierpliwiłem się, że nie wolno mi po porostu wybiec na świeże powietrze.
 
 
 
  
Hipopotam                                   
 
Przez chuligańskie wybryki podczas huraganu hipopotam Henryk przeziębił się. Chociaż źle się czuł, poszedł do kiosku RUCHU i kupił cztery paczki chusteczek higienicznych, aby mieć ochronę przed katarem. Kichał okropnie. Choroba powaliła go na łagodnie huśtający się hamak. Jego wierny druh, chomik Hieronim podał mu ohydną herbatę, która miała pomóc w rehabilitacji. Następnie zaproponował inhalację z pachnących ziół. Niechętnie i bez zachwytu hipopotam poddawał się zabiegom kolegi. Wahał się, lecz jednocześnie słuchał Hirka. I dobrze, że tak zrobił, gdyż po kilku chmurnych dniach wyzdrowiał.
 
 
 
 
Kłótnia                                  
 
Pokłóciłem się z przyjacielem. Sprzeczka nie wybuchła z błahego powodu, ale mam wyrzuty sumienia, że doprowadziła do poróżnienia nas. Poszło o markę samochodu, który mignął nam przed oczami, ściął zakręt i w szalonym tempie minął nas. W ogóle nie zdążyliśmy mu się dobrze przyjrzeć. Ja mówiłem, że to na pewno Audi, Paweł uważał, że to raczej Ford. Próżne były moje wróżby, że kumpel ustąpi. Przejrzyście tłumaczył mi swoje przekonania. Z uporem odpierałem zarzuty, ale marny był z tego pożytek. Kłótnia stawała się coraz bardziej zażarta. Mój druh chwalił się wiedzą, hamował moje zapędy motoryzacyjne i nie wahał się użyć nawet krzyku. Miał duży temperament. Po kolei podawał przykłady i naprawdę znał się na rzeczy. Szliśmy wzdłuż ulicy, a on wciąż chwalił się fachowymi terminami. To było jak reportaż z rzetelnego czasopisma. Moja pewność chwiała się powoli, hipoteza o zwycięstwie upadała. Myślałem tylko o tym, jak z honorem wyjść z opresji.
 

 
 Afryka
 
Afryka to drugi pod względem wielkości kontynent na Ziemi. Jest to skarbiec strzeżony przez tych, którzy czerpią z niego zyski od niepamiętnych czasów. Jednak nierozwiązanym problemem jest trudna sytuacja ludności. Głównie dzieci cierpią z powodu głodu, chłodu i wojen. Nawet siedmioletnie dzieci zmuszane są do działań wojennych i grabieży. W państwach afrykańskich takich jak Kenia czy Angola nie ma obowiązku szkolnego. Choć w Konwencji o Prawach Dziecka są zapisy o prawie do życia, nauki i wypoczynku, zazwyczaj nie są one przestrzegane. Zasady islamu wymagają od każdego muzułmanina, aby wspomagał ubogich jałmużną. Dzięki temu dzieci żebrzące codziennie na ulicach mogą przeżyć. Jednak wskutek epidemii wirusa HIV znacznie przybyło sierot, zatem istnieje potrzeba tworzenia nowych sierocińców i schronisk. W tej chwili kościół prowadzi ponad czterysta takich ośrodków, ale potrzeby są o wiele większe.   
 

Dzisiaj stronę odwiedziło już 1 odwiedzający (1 wejścia) tutaj!
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja