HIPOPOTAM
Nad brzegiem Nilu mały hipopotam Hipolit chłeptał wodę. Gorące słońce lśniło na niebie. Ani jedna chmurka nie przesłaniała żarzącej się kuli. Hipolit myślał o deszczu. Tak bardzo chał zobaczyć i przeżyć ulewę. Słyszał o niej od mamy, starej hipopotamicy, która wiele pór deszczowych już przeżyła.
Nagle hipcio usłyszał hałas, to stado słoni zbliżało się do wodopoju. Białe kły przewodnika stada błyszczały w słońcu, rzucając śmieszne zajączki. Zwierzęta zatrzymały się tuz nad rzeką. Mały szary słonik wszedł do wody i wachlując się uszami, nabrał trąbą wody. Już po chwili słonik i Hipolit znaleźli się pod chłodną fontanną.
„Tak, to właśnie jest ulewa” – pomyślał hipopotam i podreptał do swojego błotka.
TĘCZA
Zapowiadał się cudowny dzień. Już od świtu wszyscy byli podekscytowani. Zebrali się na dworcu i czekali na upragniony pociąg, który miał ich zawieźć do Zakopanego. Podróż miała trwać pięć godzin, potem sześć długich dni leniuchowania, spacerów, odpoczynku.
Byli w komplecie, pociąg się spóźniał, pani nerwowo wędrowała po peronie. Nagle błysnęło, zagrzmiało i huknęło. Zanim ktokolwiek się ruszył, lunął deszcz. To było prawdziwe oberwanie chmury. Burza trwała jakieś dziesięć, piętnaście minut, a potem na niebie ukazała się wielobarwna tęcza. Wszyscy spojrzeli na nią i w tym momencie na peron wtoczył się oczekiwany pociąg, jakby sfrunął z tego tęczowego mostu.
Trochę przemoczeni, zajęli miejsca w przedziałach i czekali na nowa przygodę.