Dzielny myśliwy
Dzielny myśliwy od kilku dni przemierzał niestrudzenie niezmierzone śnieżne obszary na północ od jeziora Ontario. Towarzyszył mu wierny zaprzęg psów ciągnących na saniach jego rannego przyjaciela. Czekała ich trudna przeprawa, ponieważ brakowało im już lekarstw i żywności, a do ludzkich siedzib wciąż nie mogli dotrzec. Przedzierali się przez olbrzymie zaspy, błądzili na zamarzniętych jeziorach, tułali po lasach. Nie poddawali się jednak i z uporem walczyli o przetrwanie. Gdy znaleźli się w zacisznym wąwozie, postanowili zbudowac schronienie, używając spróchniałych pni drzew powalonych przez huragan. Przed nocą pojawiła się wataha wilków, dlatego szybko skrzesali ogień, aby odstraszyc drapieżniki. Oddali kilka strzałów w kierunku bestii. Mimo przejmującego chłodu zapadli wkrótce w niespokojny, przerywany koszmarami sen.
Mój sen
Minęła szósta, znowu zapadłam w lekki półsen. Przysięgłabym, że to Półwysep Iberyjski. Powoli zbliżałam się do pałacu znajdującego się wśród niewysokich wzgórz. Dzień był bezwietrzny, słońce przygrzewało, leniwie brzęczały pszczoły. Na dworze królowej Izabeli przygotowywano się do jutrzejszej uroczystości. Władczyni towarzyszył hałaśliwy karzeł, nadworny kpiarz i bajarz. Tuż za nią stanął bohaterski żeglarz, Krzysztof Kolumb, którego zamierzała szczególnie uhonorowac Pośrodku komnaty uduchowiona harfistka wydobywała z instrumentu ciche, harmonijne dźwięki. Królowa Hiszpanii, dotknąwszy kolii na szyi, westchnęła, gdy u jej stóp przemknęły trzy, demonstracyjnie machające ogonami charty. Ten humorystyczny akcent poprawił nastrój Chińczyka, służącego patrzącego dotąd spode łba. Nie pierwszy raz, nie kłaniając się monarchini, okazał naprawdę niemałe nieposłuszeństwo i nie mniejsze lekceważenie. Nietrudno zrozumiec oburzenie kilkudziesięciu dworzan, którzy, nie wahając się ani chwili, zamknęli rozzuchwalonego niewdzięcznika w lochu. Nagle…..Czyżby to głos budzika? A zapowiadał się taki niezwykły sen.
Przy ognisku
Przy żarzącym się wesoło ognisku gwarzyli zmęczeni podróżni powracający z Sandomierza. Opowiadali wrażenia o tym, jak malowali w plenerze, jak przyglądali się architekturze oraz mistrzowsko przystrzyżonym krzewom bukszpanu. Gdy jedni dyskutowali rzeczowo, inni toczyli krzykliwe rozmowy przerywane wrzaskami. Niektórzy marzyli o drzemce, inni chcieli, by gitarzysta uprzyjemnił wieczór brzdąkaniem. Grzecznie pochwalili podejrzliwego kucharza o orzechowych oczach i zwichrzonej czuprynie za przygotowanie smacznej zupy jarzynowej. Podziwiając ukształtowanie terenu, nie myśleli o jutrze. Rześkie powietrze, szum brzozowego lasu, gorąca, gorzka czekolada i opowieści o rycerzach szybko uśpiły wędrowców.